Po godzinnym oczekiwaniu na "cmentarzu" jednak zmartwychwstali
hehe, mi się to kojarzy z naszymi Lubońskimi LARPami, jak była Pani Śmierć, do której trzeba było iść kiedy się punkty życia komuś skończyły i jej służyć, robić różne pierdoły, żeby wypuściła. Było się wtedy głupim zombiakiem. Ale jeszcze lepsza była zabawa z wampirem, tj. cały dzień zabawy polegał na zabiciu jednego gościa, którym był wampirem i miał od ch**a punktów życia, a jak ktoś zginął z jego rąk, to się stawał jego sługą... hehe, sorry za oftop, eh, wspomnienia... pamiętam, ze zawsze bylem bardem i wszystkich wkurwiało moje śpiewanie
