przez krzsm » Pn kwi 20, 2015 10:08 pm
Dead End to płyta bez słabych chwil-podobna w mocy jak Extreme Aggression Kreatora i Agent orange Sodom.w drugiej połowie 90 roku towarzyszyłem Arkowi(który zajmował sie troche organizacją gigów) w jego odwiedzinach u Litzy.Robert akurat z gitarzystą Wilczego robili nową podłogę w jego mieszkaniu na Wildzie.Na koniec przekazał kasete z nowo nagranym materiałem prosząc o utrzymanie go w ścisłym gronie.Było to Dead End-masakra .Wszyscy szykowaliśmy sie wtedy na koncert Sacred Reich Atrophy i Turbo w Arenie.Niestety koncert został odwołany(ale co zabawnych scen na mieście było w dzień koncertu z ekipami z róznych miast,które nic nie wiedziały o odwołaniu gigu:))